Rok 2019 nie był rokiem takim o jakim był marzyła. Nie był rokiem łaskawym, łatwym i przyjemnym. Było totalnie odwrotnie. To był rok trudny i wraz z 2018 plasuje się na podium najtrudniejszych lat mojego życia (nawet pisałam o tym tutaj gdy zniknęłam z sieci i nie mogłam wrócić). I nie piszę tego by się tu tym żalić, o nie. Po prostu takie jest życie, a ja im dłużej chodzę po tym świecie widzę, że życiowe katastrofy nie omijają nikogo. Niektórzy mają ich mniej, inni więcej, niektórzy jeszcze nie mieli okazji ich doświadczyć. Niestety na wiele z nich nie da się przygotować.
Ten rok też pokazał mi, żeby podchodzić do tego co jest aktualne w moim życiu i co mam, z dużą pokorą. Często wydaje mi się, że jest źle. Że inni mają dużo lepiej, porównuję się do różnych osób i wydaje mi się, że wszyscy radzą sobie lepiej niż ja. Wszystko to czuję dopóki nie wydarzają się rzeczy, które ten mój delikatny ekosystem rozkruszają zupełnie na kawałki i pokazują mi jak bardzo się mylę i jak bardzo nie doceniam swojego życia.
W tym wpisie analizuję realizację celów opublikowaną na blogu. NIe jest to analiza tak głęboka jaką zrobiłam na kartce z długopisem w ręku w moim zeszycie. Tam mam wszystko rozpisane bardziej szczegółowo. Mam nadzieję jednak, że to co chciałam osiągnąć tym wpisem się uda czyli pokazać jak czynnik pod tytułem „życie” wpływa na cele i ich realizację, jak inne rzeczy wychodzą obok. Chcę też odczarowywać nieco słodkopierdzący obraz social mediów.
ROK ŻAŁOBY, BÓLU KRĘGOSŁUPA, STRESU, WYPADKU I RADZENIA SOBIE Z BEZSILNOŚCIĄ
Przede wszystkim koniec roku 2018, a dokładnie grudzień to dla mnie dwie niespodziewane wizyty w Polsce. Jedna by być może pożegnać się ze znajdującym się na OIOM-ie tatą, a druga by niestety po kilka dniach kiedy wróciłam do Anglii znów lecieć do Polski na jego pogrzeb. To wydarzenie wstrząsnęło mną i moim życiem naprawdę mocno. Bardziej niż mogłaby przypuszczać.
Pewnie niektóre osoby zdziwi takie sformułowanie. Jak to? Zmarł Ci tata, a Ty nie przypuszczałaś, że to Tobą wstrząśnie?
Tak. Dokładnie tak. Nie wychowałam się z tatą, moje relacje z nim były różne (czasem nie było między nami nic, żeby nie powiedzieć, że przez większość mojego życia), a w ostatnim czasie kiedy do pewnych rzeczy dorosłam zaczęły się dopiero tworzyć, pogłębiać. Ta strata, następująca po niej żałoba, zostawiła mnie z masą oczekiwań odnośnie tego, że być może nie miałam taty jako dziecko, ale może będę miała teraz już jako dorosła kobieta. Moje dzieci będą miały dziadka…
Te dziecięce marzenia, tęsknoty są w każdej osobie, która nie doświadczyła miłości rodzicielskiej. Osoby, które wychowały się bez rodzica na pewno wiedzą o czym mówię. Zresztą osoby, które wychowały się z rodzicami, ale nie otrzymały miłości też wiedzą o czym mówię.
W tym wszystkim w ogóle fakt odwiedzin członka rodziny na OIOM-ie, widok maszyn, rurek, perspektywa niedziałającym narządów, obserwowanie tego, różne niekoniecznie miłe komentarze personelu medycznego powodują ból, wewnętrzną rozpacz, sprowadzenie ludzkiego życia do aparatury je podtrzymującej… Dla mnie to był moment niewiarygodnie trudny, traumatyczny, bo ja zawsze myślę, że coś można zrobić. Że ja mogę coś zrobić. Że mogę pomóc, zmobilizować się.
Okazuje się, że bezsilność to jedna ze składowych życia i zabija od środka. Lubię wiedzieć, że mam na coś wpływ jak napisałam wyżej, a tu nie miałam żadnego. Obdarło mnie to ze sprawczości i pozostawiło zupełnie nagą. Nie wiem co sobie do tej pory myślałam, że niby kim ja jestem myśląc, że mogę tak dużo, a większość rzeczy da się załatwić działaniem? Doświadczenie bezsilności, śmierci…sprowadziło mnie na ziemię.
Bezlitośnie przekonałam się też o tym, że wydaje się iż niektórzy członkowie rodziny będą żyli wiecznie, że życie będzie sobie płynąć tak jakbym miała sama mu grać melodię. Tymczasem trzeba zmierzyć się z niedotrzymanymi obietnicami, niewypowiedzianymi słowami, historiami bez wyjaśnienia i tym, że wraz ze śmiercią kogoś bliskiego bezpowrotnie tracimy to co bierzemy za pewnik. Rozmowę, kłótnię, trudne tematy spychane nieustannie pod dywan.
Rok 2019 upłynął mi więc pod znakiem żałoby i próby radzenia sobie z tym co ona naprawdę znaczy. Pod znakiem „odcięcia” możliwości oparcia się o swoje zasoby. Mój kręgosłup zaraz po pogrzebie dosłownie postanowił odmówić posłuszeństwa. Zgięło mnie tak bardzo, że fizycznie musiałam podeprzeć się o Pawła, który ratował mnie w tej rozpaczy. Później w kręgosłupem było nieco lepiej, następnie ponownie odmówił posłuszeństwa na koniec lutego i marca, później znów w lipcu i sierpniu oraz wrześniu. Karuzela. Dosłownie.
Rok 2019 to też nauka stawiania na swoim i walczenia o swoje. Jeśli ktoś kiedyś przechodził przez sprawy spadkowe na pewno wie o czym mówię. Ilość stresu jaką generują te tematy nie jest możliwa do opisania słowami. Papierkowa robota, emocje, nieznajomość prawa, nieznajomość tego jak się podstępuje w takich sytuacjach…Mogłabym napisać o tym książkę i autentycznie miałam poczucie wściekłości na system szkolnictwa, który promuje wiedzę o pantofelkach i ich rozmnażaniu zamiast wiedzę w liceum jak wziąć mądrze kredyt, co zrobić jak ktoś z rodziny umiera i gdzie co załatwiać.
OPERACJA?
We wrześniu 2019 roku byłam w kolejnej rozsypce (po tym jak już się trochę pozbierałam emocjonalnie) kiedy przed oczami, dosłownie wisiało widmo operacji kręgosłupa. Od kilku miesięcy bowiem tak bardzo bolały mnie plecy i pośladek (ból promieniował do nogi), że zdecydowałam przestać liczyć na służę zdrowia w UK, która odsyłała mnie do domu z tabletkami i postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Poleciałam do Polski i zrobiłam diagnostykę.
Było niewesoło. To żartobliwy opis naprawdę poważnej sytuacji. Tytanowe pręty, ogromne koszta operacji, perspektywa być może wydania oszczędności właśnie na ten cel, zamiast na mieszkanie/dom po powrocie do Polski. Perspektywa powrotu w ogóle na szybko do Polski, a także tego, że czas rekonwalescencji jest długi, wymaga fizjoterapii, leżenia….a ja nie mam już 18 lat…
Odwiedziłam 4 najlepszych neurochirurgów w Warszawie (w tym 1 profesora totalnie do dupy! który za 15 minut konsultacji wziąć 320 zł i nawet nie sprawdził całej dokumentacji), 3 fizjoterapeutów, podologa i każdy miał inny pomysł na mnie i mój problem. Wracając do Anglii nie wiedziałam czy powinnam pływać, leżeć, chodzić, jeździć rowerem czy mogę kontynuować chodzenie na siłownię i czy naprawdę jest tak źle, że powinnam zdecydować się na operację? Nie wiedziałam co pogarsza moje problemy, co polepsza? Ból towarzyszył mi przecież z przerwami od prawie 3 lat.
Ostatecznie postanowiłam walczyć, posłuchać moim zdaniem najbardziej rozsądnego fizjoterapeuty i dać sobie 6 miesięcy na sprawdzenie czy mogę poprawić swoją sytuację i uniknąć operacji jeśli tylko zrobię wszystko co w mojej mocy. To był początek października. Gdy to teraz piszę (jest styczeń 2020) i czytam mam wrażenie, że spłycam ciężar podejmowanych decyzji i tego jaki strach odczuwałam.
Tu zrobię małą dygresję. Często spotykam się z tym na konsultacjach indywidualnych. Zgłaszają się do mnie osoby, które nie wiedzą kogo słuchać, którego lekarza, dietetyka i jak radzić sobie ze swoim zdrowiem za pomocą diety. Nie mogę powiedzieć nić mądrzejszego niż to, że TYLKO TY czy JA w danej sytuacji możemy podjąć decyzję jaką drogą idziemy mając najlepsze możliwe intencje. Nie ma gwarancji, że ta droga będzie dobra. Trzeba to sprawdzić.
Po tym jak wszyscy lekarze i fizjoterapeuci oprócz jednego kazali mi przestać ćwiczyć na siłowni, zdecydowałam, że posłucham głosu właśnie tego, który siłownię i trening medyczny zalecał. Po prostu usiadłam sama ze sobą, przeanalizowałam rozmowy z lekarzami, zebrałam wnioski i wyszło mi, że to ma największy sens. Póki co wychodzi na to, że miało. Co życie dalej pokaże? Zobaczymy.
WYPADEK
Nie pomogło w 2019 roku rownież to, że 1 listopada miałam wypadek samochodowy (nie z mojej winy, ale jednak), który zaskutkował kolejnymi problemami zdrowotnymi i psychologicznymi m.in. koszmarami nocnymi i ogromnymi bólami głowy, kręgosłupa, strachu przez pojazdami zbliżającymi się do głównej ulicy.
Życie w obecnym kraju, który charakteryzuje tak duża ilość akcentów dało się mi we znaki właśnie wtedy najbardziej. Sprawa o odszkodowanie wisiała nade mną, ubezpieczyciel kontaktował się ze mną z Północy Anglii gdzie akcent jest bardzo mocny, niezrozumiały (każdy kto mieszka w Anglii wie o czym mówię). Stresowała mnie każda rozmowa. Ostatecznie oddałam sprawę o odszkodowanie i zadośćuczynienie mecenasowi (Polakowi) współpracującemu z angielską kancelarią. Stosy papierów jednak trzeba było ogarnąć po angielsku. Do tego samochód do kasacji, szukanie nowego. Każda mała i większa sprawa uszczuplała zasoby energii emocjonalnej i fizycznej jakimi dysponowałam.
Jest jeszcze wiele aspektów ostatniego roku, które mnie poharatały, ale są tak bardzo personalne, że nie chcę o nich tu pisać. Być może jesteś osobą, która mnie czyta regularnie i nie może uwierzyć, że za kulisami tego co tworzę i robię działy się takie rzeczy. To właśnie internet. Magia pozorów i tego, ze widzimy tylko wierzchołek tego jak wygląda czyjeś życie. Widać kawę na instagramie i radość jednego dnia, ale nie widać wylewanych łez, ataków braku oddechu ze strachu, ani zmęczonych oczu i bólu kręgosłupa oraz nieprzespanych nocy z powodu braku możliwości przekręcenia się na drugi bok.
Wiem, że bardzo się rozpisałam. Wiem, że jest tu dużo prywaty. Wiem, że niewiele osób pewnie doczyta ten wpis do końca. Jeśli jednak tu jesteś i doczytasz wiedz, że właśnie po to postanowiłam napisać więcej, obnażyć się, żeby pokazać, że wiele rzeczy w życiu nie wychodzi. Że propaganda sukcesu w Internecie robi wiele krzywdy i nie mówienie o tym co brzydkie, złe, nieudane jest przyzwoleniem na tworzenie wirtualnej rzeczywistości, która nie przypomina życia w ogóle.
Mam ogromną nadzieję, że ten wpis będzie pomocny chociaż dla jednej duszy, która zobaczy, że mimo dołków, trudności są rzeczy które wychodzą, są takie, które zupełnie nie wyszły i takie, które w ogóle nie były zaplanowane, a okazały się czymś wartościowym, dobrym i pomocnym.
W rok 2020 wchodzę silniejsza, mądrzejsza, bardziej pokorna wobec życia i tego co przynosi.
PODSUMOWANIE 2019 ROKU CZYLI PRZEJDŹMY DO SEDNA
O moich celach pisałam we wpisie moje cele na 2019 rok. Były nimi:
-
- Ćwiczyć/wykonać minimum 150 treningów w ciągu roku. To mniej więcej 3 razy w tygodniu.
- Pracować nad rozwojem swoich talentów (silnych stron) wg wyników testu StrengthsFinder Instytutu Gallupa.
- Stworzyć swój własny system produktywności
- Wyjazd na wakacje
- Dokończyć szkołę coachingową do 30.06.2019 r.
- Zaoszczędzić do końca roku konkretną sumę pieniędzy.
- Kochać siebie bardziej i aktywniej
Jak mi poszło?
ĆWICZYĆ/WYKONAĆ 150 TRENINGÓW W CIĄGU ROKU
To jest jedyny cel, który zrealizowałam. Zrobiłam w sumie 200 treningów *gdzie trening na potrzeby tego celu to dla mnie CELOWA aktywność fizyczna czyli coś co wymaga zaplanowania i jest dłuższe niż 15 minut. To był więc długo spacer, rower, joga, wyjście na siłownię. Na siłowni byłam w sumie około 50 razy. Rozpoczęłam treningi z trenerką personalną i to była jedna z najlepszych decyzji podjętych w 2019 roku.
Stopień realizacji celu: 150% 🙂
Nie zamierzam przestawać ćwiczyć na siłowni. Moja trenerka bardzo dba by wzmacniać moje ciało, mięśnie brzucha i kręgosłup. Jestem silniejsza, od dłuższego czasu (około 2 miesięcy) nie boli mnie kręgosłup oprócz malutkich epizodów pobolewania. Plan by uniknąć operacji i tych cholernych tytanowych prętów póki co idzie dobrze 🙂
PRACOWAĆ NAD ROZWOJEM SWOICH TALENTÓW
Kupiłam kurs Dominika Juszczyka o talentach. Nawet zaczęłam go robić. Próbowałam obserwować swoje talenty i zapisać obserwacje w dzienniku. Szybko jednak pokonało mnie życie. Nadmiar obowiązków, wypuszczenie nowego jadłospisu w sklepie, kwestia przygotowania do wyjazdu do Turcji na kurs coachingowy. W trakcie roku zrezygnowałam z tego celu zupełnie. Miałam poczucie, że nie jestem w stanie teraz go realizować. Byłam przytłoczona emocjami, które we mnie siedziały i praca nad talentami wtedy wydawała mi się kopaniem leżącego. Czy to oznacza, że w kontekście moich talentów niczego się o sobie nie nauczyłam?
Oczywiście, że nie. Niejako przy okazji mam wrażenie zauważyłam, który talent gdzie mógł zadziałać, który jest u mnie najsilniejszy i z którym jestem w tak zwanej „piwnicy” czyli jest niedojrzały i generuje dużo problemów. To jest m.in. talent Empatia. Jestem osobą szalenie empatyczną i niestety zbyt mocno przeżywam historie innych osób, trudności. Konsultacje indywidualne sprawiają, że czasem trudno mi się oddzielić od tego, że podopieczna płakała i miała trudne doświadczenia w dzieciństwie, albo np. mąż jej nie szanuje i ciągle ją osłabia emocjonalnie. Ja bym chciała takie osoby od razu ratować, przytulać, pomagać. Te historie często we mnie siedzą, pracują. Uczę się na szczęście powoli jak być empatyczną, ale nie połykać czyichś emocji.
Stopień realizacji tego celu to pewnie około na oko 20-30%. Byłabym niesprawiedliwa gdybym dała 0. 🙂
STWORZYĆ SWÓJ WŁASNY SYSTEM PRODUKTYWNOŚCI
Ten cel to dla mnie samej zagadka. Z jednej strony porzuciłam Nozbe (aplikację do zarządzania zadaniami) po raz kolejny, a z drugiej więcej planowałam w Asanie, na papierze i uczyłam się dobrych nawyków w planowaniu pracy i działam. Poszło mi z wieloma średnio, albo tak sobie, a z innymi całkiem nieźle.
Nie czuję, że mam system, który działa idealnie i naprawdę się sprawdza, ale z drugiej strony wiem co nie działa i przybliżyło mnie do stworzenia czegoś uszytego na miarę dla mnie.
Na pewno pomogło mi to, że:
- więcej rzeczy deleguję wirtualnej asystentce,
- stworzyłam pewne procedury działania dla siebie i dla niej
- korzystam z asany
- wiele rzeczy uporządkowałam na komputerze, dyskach, w plikach a to mocno usprawnia pracę
- zaczęłam używać TextExpander dzięki czemu oszczędzam czasu na pisaniu maili albo innych formuł, które często używam.
To wszystko są takie niby nieznaczące drobne rzeczy, ale to właśnie one składają się na system, który pozwala pracować sprawniej i efektywniej, a właśnie o to mi chodziło.
Powiedziałabym, że ten cel został zrealizowany w 40%. Dużo jeszcze przede mną pracy w tym zakresie.
WYJAZD NA WAKACJE
Pieniądze na wakacje były odłożone. Życie weryfikując plany sprawiło, że na wakacje nie pojechaliśmy. Mój kręgosłup był ważniejszy. Wszystkie pieniądze z wakacji poszły na wizyty u lekarzy, fizjoterapeutów i badania (RTG, rezonanse itd). Na szczęście ten rok nie był całkowicie stracony. Byłam kilka dni w Turcji w mieście Antalya, w Manchesterze, Bydgoszczy (pierwszy raz odwiedzając przyjaciółkę), Wrocławiu, w Skalnym Mieście w Czechach i Londynie. Oprócz tego z przyjaciółką pojechałyśmy na jednodniowy wypad do Spa.
To niewiele, bo żaden z tych wypadów nie był dłuższy niż 3 dni (a ten trzydniowy to było siedzenie na sali szkoleniowej). Lepsze to jednak niż nic.
SKOŃCZYĆ SZKOŁE COACHINGOWĄ
Hmmm…Mam tu porażkę po całej linii. Straciłam serce do przerabiania materiałów w ciągu roku. Nie mogłam się zmusić, przestałam. A gdy już chciałam narzucić na siebie ten obowiązek moja terapeutka bardzo mocno zaznaczyła, że w tej sytuacji kiedy mam ratować kręgosłup albo skończyć kurs powinnam zastanowić się co jest ważniejsze. I wybrałam ratowanie kręgosłupa.
Mam za sobą jakieś 1/3 kursu. I mówiąc szczerze nie wiem czy go zrealizuję. Obecnie „chodzę” sobie z tym tematem, rozmawiałam o tym z terapeutką i wychodzi na to, że ja chyba nie chcę być coachem za to lubię narzędzia coachingowe.
Temat jest otwarty i być może ten cel w ogóle nie zostanie przeze mnie zrealizowany, bo po prostu go odpuszczę.
ZAOSZCZĘDZIĆ DO KOŃCA ROKU KONKRETNĄ SUMĘ PIENIĘDZY
Z oszczędzaniem poszło mi w tym roku średnio, a to dlatego, że sporo zainwestowałam w siebie i miałam niestety niespodziewane wydatki związane m.in. z podróżami do Polski, zdrowiem oraz wsparciem finansowym kogoś bliskiego.
Nie oszacowałam odpowiednio tego, że cotygodniowa terapia z psychoterapeutką kosztuje, nie brałam pod uwagę, że zacznę treningi personalne, ani tego, że kupię aparat fotograficzny oraz kursy fotografii kulinarnej by cieszyć na blogu lepszymi zdjęciami 🙂
Ostatecznie zaoszczędziłam 1/3 tego co planowałam. Nie czuję jednak, że to porażka. Uważam, że psychoterapia i treningi personalne to najlepiej wydane pieniądze w moim życiu i nie żal mi na to ani jednego funta.
KOCHAM SIEBIE BARDZIEJ I AKTYWNIEJ
Nie wiem na ile procent mogę powiedzieć, że zrealizowałam tak lakoniczny cel, ale fakt jest taki, że:
- Od 4 lat w tym roku wreszcie zaczęłam więcej wypoczywać. Nie wiem czy to przez zrozumienie, że jestem pracoholiczką i muszę wreszcie coś z tym zrobić czy przez widmo operacji kręgosłupa, ale dotarło do mnie, że potrzebuję wypoczynku i zadbania o zdrowie.
- Robiłam sobie częściej kąpiel z pianą, świecami, maseczką, peelingiem.
- Częściej balsamowałam ciało.
- Byłam w SPA! pierwszy raz w życiu i pokochałam to 🙂
- Kupiłam sobie zegarek, torebkę, perfumy, biżuterię, nowe buty i kilka innych rzeczy. Kupowanie rzeczy dla mnie jest bardzo trudne. Od zawsze kupowałam to co wiązało się z podnoszeniem moich kompetencji (kursy, książki, szkolenia) w tym roku wreszcie zaczęłam wydawać pieniądze na siebie i zrozumiałam, że to inwestycja.
- Zadbałam o aktywność fizyczną. To był zdecydowanie najbardziej płodny rok od wielu lat dla mnie w tym kontekście. Choć miałam różne momenty i przerwy w aktywności. Nie było idealnie i wiem, że nigdy nie będzie, ale jestem naprawdę z siebie dumna.
- Byłam na musicalu, kilka razy w kinie.
- W miarę regularnie spotykałam się ze znajomymi wychodząc do restauracji, smakując pyszne jedzenie.
- Chodziłam na terapię, a to jest a ogóle w moim mniemaniu jedna z najlepszych rzeczy, które można zrobić by kochać siebie.
- Odzyskałam kontrolę na apetytem. Przez żałobę i stres zdarzyły mi się epizody kompulsywnego jedzenia, przytyłam. Na szczęście dosyć szybko udało mi się to opanować i teraz jest już ok. To dla mnie oznaka również dbania o siebie i zrozumienia, że zaburzenia odżywiania mogą wrócić gdy na głowę spadają nam kolejne duże problemy..
Czy kocham siebie – pojawia się pytanie? Nie. Ale jestem na tej drodze. Na ten moment lubię siebie w wielu obszarach, w wielu pracuję by polubić. Terapia odgrywa kluczową rolę w tym procesie i jestem wdzięczna niewiarygodnie jak cudowną terapeutkę mam.
KLUCZOWE PYTANIE
Patrząc na to podsumowanie można pomyślec, że naprawdę niewiele udało się w tym roku zrealizować. Wszystko tak trochę mniej lub bardziej na pół gwizdka. Klęskę poniosłam przy kluczowych rzeczach w tym przy celu, którym się publicznie nie podzieliłam. Bo z nim też nie zadziało się nic dobrego. Rzecz jest jednak w tym, że jeśli zadam sobie pytanie co zrealizować, a nie zaplanowałam wychodzi długa lista.
Co zrealizowałam, a nie zaplanowałam?
- Kupiłam aparat fotograficzny i obiektyw, zaczęłam fotografować jedzenie, uczyć się fotografii kulinarnej i publikować więcej przepisów na blogu jednocześnie tworząc ebooki z moimi autorskimi zdjęciami
- Stworzyłam ebooka „Zdrowe słodkości” z autorskimi przepisami i zdjęciami oraz 3 jadłospisami w pakiecie
- Stworzyłam ebooka „Pyszne zupy. Zdrowe przepisy na co dzień” z autorskimi przepisami i zdjęciami
- Stworzyłam jadłospisy jesienne w wersji cegiełkowej, 7- i 14-dniowych bez marnowania produktów
- Oprócz tego powstały też jadłospisy zimowe i wiosenno-letnie oraz jadłospis wegański do sklepu
- Zrobiłam nowe materiały dla podopiecznych konsultacyjnych: są piękniejsze, jeszcze bardziej przydatne i spójne z nowym logo
- Zmieniłam stronę internetową całkowicie, zapłaciłam za dedykowane rozwiązanie z filtrami przepisów, wszystko po to by Czytelnicy mogli lepiej poruszać się odnajdywać materiały – kosztowało mnie to sporo finansowo, ale też czasowo
- Zrobiłam nową ofertę i cennik na stronie
- Opracowałam Strefę Pacjenta
- Zrobiłam dużo porządków w rzeczach na komputerze i w domu
- Oddałam sporo ubrań i rzeczy potrzebującym
- Kupiłam 6 teł do fotografii kulinarnej, masę propsów czyli talerzy, ściereczek itd.
- Zrobiłam interaktywny formularz wywiadu żywieniowego i zamówienia jadłospisu, aby ułatwić współpracę z podopiecznymi
- Kupiłam statyw do fotografii z wyższej półki, aby usprawnić sobie pracę
- Zrobiłam wielką paczkę z książkami, zabawkami i innymi gadżetami dla dzieci przyjaciół, które miały niewiarygodną radość z odpakowywania ich
- Byłam zdecydowanie bliżej emocjonalnie ze swoimi przyjaciółkami, stworzyłyśmy wspólną grupowa konwersację dzieląc się codziennością, czasem jednym zdaniem, zdjęciem co pozwoliło mi czuć, że są wokół mnie osoby dobre, kochane, bliskie, wrażliwe o podobnym spojrzeniu na człowieka
- Kupiliśmy samochód i zaczęłam w ogóle po 10 latach znów prowadzić, by później mieć ten nieszczęsny wypadek, ale jednak to wydarzenie też mnie dużo nauczyło o tym jak reaguję w sytuacji kryzysowej i że umiem sobie z tym poradzić
- Opublikowała zupełnie za darmo na blogu 60 wpisów!!! To więcej niż 1 na tydzień!
- Podwoiłam przychody mojej firmy w stosunku do 2018 roku! Tak! Moja mała firma wygenerowała dwa razy więcej przychodów niż rok wcześniej mimo, że więcej wypoczywałam!
- Ugotowałam masę nowych rzeczy, eksperymentowałam w kuchni, tworzyłam nowe przepisy, cieszyłam się kreatywnością, która była na moim talerzu i ostatecznie na zdjęciach.
I wiele wiele innych rzeczy udało się zrealizować zupełnie obok tego wszystkiego. Skąd to wiem? Bo zapisuję! Ustalam cele wg pewnej metodologii i robię sobie burzę mózgu, spisuję tzn. luźne cele. Na koniec roku wszystko analizuję i dzięki tej liście wiem, że są rzeczy, które realizuje się przy okazji, nawet nie wiadomo kiedy. Np. to że wpisałam kupno aparatu do lużnej listy- nie planowałam tego w celach. A jednak się udało go kupić.
W tym roku cele zaplanowałam z podziałem na osobiste i biznesowe, a także większą uwagę zwróciłam na planowanie celów z wizją życia jakie chciałabym mieć za 5-10 lat. I tak wiem, że wszysko się może zdarzyć. Ten rok mnie tego naprawdę bardzo mocno nauczył, ale jednocześnie jestem święcie przekonana, że życie bez wizji tego gdzie chcę być jest jak dryfowanie po morzu statkiem, który trafi gdzie trafi czyli niekoniecznie tam gdzie chcemy. Zawsze kojarzy mi się taki cytat z Alicji w Krainie Czarów:
Czy nie mógłby pan mnie poinformować, którędy powinnam pójść? – mówiła dalej.
To zależy w dużej mierze od tego, dokąd pragnęłabyś zajść – odparł Kot-Dziwak.
Właściwie wszystko mi jedno.
W takim razie również wszystko jedno, którędy pójdziesz.
PODSUMOWANIE
Straszliwie się rozpisałam i nie wiem czy ktoś tu dotrze. Mam nadzieję, że tak. 🙂 I mam nadzieję, że to było w jakiś sposób wartościowe. Bardzo zależało mi aby pokazać nieco inną twarz podsumowań, celów, planowania nowego roku. Bez wypisywanych sztywno faktów, ale z analizą właśnie co spowodowało, że niektóre rzeczy nie wyszły.
W kolejnym wpisie napiszę o celach na rok 2020 🙂 Podziel się ze mną jak poszła realizacji Twoich celów, planów? Jaki był Twój rok? Jakie masz plany i założenia na 2020?