Rok 2017 był dla mnie pod wieloma względami przełomowy. Zrobiłam naprawdę bardzo dużo i udało mi się dzięki (nie oszukujmy się) ciężkiej pracy osiągnąć wiele założonych celów. W 2016 roku potraktowałam po prostu moje „życzenia” poważnie, zamiast coś sobie obiecywać pod uchem. Usiadłam z zeszytem i długopisem w ręku. Wyznaczyłam cele i zaplanowałam rok według konkretnych kroków o czym pisałam w oddzielnym wpisie. Dziś się przed Wami rozliczam z tego co się udało, co nie, gdzie i jakie błędy popełniłam.
Chciałam też dodać, że dopóki ten blog będzie prowadzony uznałam, że takie podsumowania robić będę. Ja się ze sobą rozliczę publicznie, a ktoś może skorzysta. 🙂 Ok to zaczynamy! Mam nadzieję, że Was nie zanudzę, bo naprawdę to jest takie case study z tego co zrobiłam, jak, dlaczego i co nie wyszło. 🙂 Samo życie.
JAKIE CELE WYZNACZYŁAM NA ROK 2017 I KTÓRE ZREALIZOWAŁAM?
Podczas wyznaczania celów i planowania roku stworzyłam listę naprawdę dużych celów, których było 11. Cele te zostały wybrane z całej listy LUŹNYCH CELÓW. To taka lista na której po prostu umieściłam wszystko co chciałabym osiągnąć czy zrobić (pisalam o tym tutaj). Bez zastanawiania się czy to ma sens, czy to zrealizuje. Na takiej liściej umieszczam cele,pomysły, rzeczy, które chciałabym mieć/wykonać/zrobić. One mogą być naprawdę drobne, a mogą być duże. Chodzi o to, żeby wyrzucić wszystko z głowy.
Do dużych rocznych celów z całej listy trafiły:
Wyjazd z P. na wakacje – zrealizowany w październiku, byliśmy w Walencji.
Aby zrealizować ten cel po prostu co miesiąc odkładałam na subkonto w banku odpowiednią kwotę pieniędzy. Zero magii. Zwyczajna regularność. Sprawdzi się przy realizacji tego typu celów po prostu ustawienie przelewu automatycznego. U mnie to wypaliło, bo wiedziałam, że wakacje będziemy mieli pod koniec roku.
Dodam, że aby ten cel też został osiągnięty bo:
- ustaliłam mniej więcej budżet na wakacje (nie czarowałam się i od początku wiedziałam, że to wymaga regularnego oszczędzania)
- kupiliśmy bilety z wyprzedzeniem, aby oszczędzić
- zrobiliśmy rezerwację hostelu (klikając w link możesz otrzymać 15 funtów)
- ustaliliśmy co chcemy zwiedzić w Walencji
- skorzystaliśmy z kupna Valencia Travel Card na 72h, która zawierała też w swojej cenie dostęp do kilku atrakcji (dostępna tutaj) aby zaoszczędzić na tym co i tak było niezbędne i co chcieliśmy zobaczyć. Takie drobne lub mniej drobne rzeczy powodują, że łatwiej uzbierać kwotę na wakacje i wydać potem reszę pieniędzy na to co lubisz np. pyszne jedzenie 🙂
Jeśli chcielibyście poczytać jak te wakacje zostały dokładnie zorganizowane to dajcie znać. 🙂 Napiszę post.
Zatrudnienie wirtualnej asystentki – zrealizowany, choć później przyszła modyfikacja celu.
Dokładnie wyglądało to tak, że została przeprowadzona rekrutacja, a z niej wyłonione 3 dziewczyny z którymi współpracowałam. Z każdą w zależności od ilości zadań od 1 miesiąca do 1,5 miesiąca lub więcej (czasem jakieś wyjazdy np. wchodziły w grę i przedłużały współpracę). Kiedy wiedziałam, że będę redukowała etat (o tym niżej) postanowiłam zająć się tymi zadaniami sama. Stąd póki co wiem, że nie potrzebuję wirtualnej asystentyki. To było jednak bardzo cenne doświadczenie.
Nauczyłam się mniej więcej o sobie tyle, że działam na zasadzie „pożar w burdelu” i nie umiem delegować zadań, a samo delegowanie zadań wymaga OLBRZYMIEJ DYSCYPLINY i bardzo dobrej organizacji czasu. Ta nauka wciąż przede mną.
Założenie sklepu internetowego (kwiecień-maj 2017) – zrealizowany w maju 2017.
Co pomogło w realizacji tego celu?
- określenie daty realizacji celu by zwiększyć motywację
- określenie 10 działań, które muszę podjąć aby to zrealizować m.in. ustalenie gdzie sklep będzie „stał”czyli wybór platformy (wybrałam ostatecznie Shoplo i póki co jestem bardzooo zadowolona), zaaranżowanie sklepu, zrobienie grafik, podpisanie umowy z portalem do obsługiwania płatności i wiele innych
- rozłożenie zadań na mniejsze kroki (takie które będą osiągalne)
- i deklaracja publiczna! Tak! Zadeklarowałam sprzedaż jadłospisu odchudzającego w sklepie, a żeby go sprzedać musiałam mieć sklep 🙂 Na mnie działają publiczne deklaracje, bo inaczej jest mi wstyd jeśli czegoś nie zrealizuję. Podziałało wspaniale 🙂
Stworzenie pierwszych produktów do sklepu online – zrealizowany w maju 2017.
Co pomogło zrealizować ten cel?
- publiczna deklaracja! o czym napisałam wyżej
- rozbicie całego procesu na małe kroki
- wypisanie wszystkich zadań, które wydawało mi się, że będę musiała wykonać w ramach tego projektu –> użyłam aplikacji ASANA, ale karta i długopis też się sprawdzi. Asana ma tą przewagę, że można w sekundkę coś usunąć, dodać, nadać termin realizacji itd. Poza tym mam aplikację mobilną więc zawsze wiadomo co jest do zrobienia.
- ustalenie ze sobą deadlinu czyli takiego terminu, który niepodważalnie musiał być najpóźniejszym terminem wprowadzenia produktu do sklepu
- laserowa koncentracja – w którymś momencie musiałam odłożyć pewne rzeczy na później, żeby zrealizować ten cel i każdy wolny moment spędzałam nad zadaniami by skończyć
- DZIAŁANIE! można się zadeklarować, coś ustalić, wypisywać zadania, ale jak się ich nie zacznie ich wykonywać to będzie za przeproszeniem „dupa blada” i już 🙂
Oszczędność X funtów wraz z P.(nie chcę się dzielić ile dokładnie) – niezrealizowany w całości
Dlaczego się nie udało?
- cel ustaliłam, że sobą i nigdy nie przegadałam go dobrze z P. Dlatego tak ważne jest by realizować i wyznaczać swoje cele dla siebie. Nad celami związkowymi czy wspólnymi powinno się pracować razem. To tak oczywiste, a ja tu tak poległam. Mówi się trudno i idzie się dalej.
- ustaliłam za wysoką kwotę oszczędności, choć być może nie byłaby ona za wysoka gdyby nie to, że…
- miałam naprawdę dużo wydatków, których nie przwidziałam do końca m.in rozpoczęłam też szkołę coachingu w Anglii (nie jest to najtańsze i wydrenowało nieco moje oszczędności) ale nie żałuję ani trochę inwestowania w swoje kompetencje. Zainwestowałam też w swoją wiedzę i kupiłam kursy online, szkolenia, webinary, byłam na szkoleniu w Katowicach i Krakowie co wiązało się również z kosztami przelotów, przejazdów, noclegów itd. No i byliśmy na wakacjach.
Najważniejsze jednak jest, że oszczędności na koniec roku posiadałam na swoim koncie. Niższe bo niższe, ale jednak ten cel w jakimś sensie i jakimś procencie zrealizowałam. Szczególnie, że na oszczędnościowe cele wpływają m.in. takie wydatki jak wakacje, u mnie akurat loty do Polski, szereg badań które zrobiłam, wizyty u lekarzy, dentysty itd. Jeśli więc będziesz ze sobą ustalać taki cel to koniecznie weź to pod uwagę.
Minimum 1 randka w miesiącu z P. – niezrealizowany w całości
Winę za to ponoszę głównie ja. Brak odpowiedniej organizacji niestety i rzucenie się w wir pracy spowodowały, że wiele miesięcy nie byliśmy nigdzie i nie spędziliśmy czasu jakoś kreatywnie, ekscytująco. Udało się kilkakrotnie, ale to nie to czego oczekiwałam. Sytuacja zmieniła się diametralnie od naszych wakacji i redukcji mojego etatu. Odzyskałam czas dla siebie i dla Nas. W tym roku ten cel potraktowałam z należytą uwagą. Zobaczymy co z tego będzie 🙂
Zarobienie dodatkowo poza moją pracą etatową X funtów – zrealizowany w ponad 130%
Nie będę tutaj czarować technikami. Po prostu pracowałam bardzo, bardzo ciężko. W weekendy, po nocach, po pracy na etacie, w trakcie lunchu. Non stop. Jak dziki osioł realizując kolejne zadania z list. Jestem dumna z realizacji tego celu, ale każdy kij ma dwa końce i ta katrorżnicza praca przełożyła się bardzo mocno na moje zdrowie przez co też m.in. nie udało mi się wdrożyć nawyku regularnej aktywności fizycznej. O tym niżej.
Regularne blogowanie minimum 1 raz w tygodniu – zrealizowany, na blogu ukazało się 59 artykułów, a rok ma 52 tygodnie 🙂
Dlaczego się udało?
- Pisałam artykuły w każdym możliwym momencie np. jadąć pociągiem, kiedy łapała mnie wena, w każdej możliwej przerwie. Zaczyłam po prostu od szkiców i później kontynuowałam kiedy miałam więcej czasu.
- Miałam gotowe wpisy w razie kryzysu, aby szybko opublikować. Wiadomo, że zawsze zdaży się sytuacja kiedy nie będzie czasu, będzie choroba, wyjazd, wakacje. Musiałam być na to przygotowana.
- Przez kilka miesięcy „obróbką” wpisów zajmowały się wirutalne asystentki co oszczędzało nieco mój czas.
- Potraktowałąm ten cel po prostu BARDZO poważnie, bo chciałam budować nawyk regularnej publikacji. Dzięki temu był nieustannie w mojej głowie i o sobie przypominał. W tym roku postawiłam poprzeczkę wyżej i chcę publikować 2 razy w tygodniu. 😀
Zrobienie kursu online dla osób z insulinoopornością – zrealizowany choć nie w tej formie
Po przemyśleniu kilku kwestii postanowiłam, że nie chcę robić i nie mam możliwości zrobić kursu (marzył mi się kurs wideo). Życie jednak boleśnie weryfikowało moje możliwości czasowe i sprzętowe. Ja nie chciałam czekać. Zdecydowałam się na inny rodzaj produktu czyli na poradnik dla osób z insulinoopornością w formie ebooka.
Co zrobiłam aby się udało?
- stworzyłam ankietę w której na ten moment ponad 550 osób powiedziało mi czego potrzebuje od takiego poradnika i co powinien zawierać -> dało mi to informacje co ma stanowić treść merytoryczną
- znów deklarowałam się publicznie
- wyznaczyłam deadline za którym potem biegłam jak pies z wywieszonym jęzorem 🙂 bo „musiałam dowieźć” co obiecałam. To ma też dwoje drugie dno. Jeśli nie wyznaczę deadlinu i nie powiem publicznie o takich rzeczach to w nieskończoność coś poprawiam i ulepszam. To nie ma kresu więc jakoś musiałam sobie z tym poradzić.
- zrobiłam szkic tego jakie tematy chcę poruszyć
- wiedziałam już jak mniej więcej pracować, bo miałam doświadczenia z wprowadzania do sprzedaży jadłospisu odchudzającego z poradnikiem – te doświadczenia zaprocentowały i pozwoliły mi sprawniej zrealizować stworzenie poradnika dla insulinoopornych. To naprawdę bezcenne.
Tu cel, który chcę zachować dla siebie, ale bym związany z finansami – zrealizowany w 100%
Ćwiczyć minimum 3 razy w tygodniu po minimum 30 minut – niezrealizowany
Realizacja tego celu to sromotna klęska dla mnie, bo ten cel był związany też z chudnięciem. A wszystko wyszło zupełnie inaczej.
Jakie błędy popełniłam i co miało na to wpływ?
- Przede wszystkim ten rok jednoznacznie pokazał mi, że stawiałam pracę ponad wszystko inne. Mówiłam sobie, że niby nie szukając balansu. Oszukiwałam siebie. Dosłownie. Jest mi przykro przyznawać to przed sobą i wstyd mówić o tym publicznie, ale tak było. Nie znalazłam tej równowagi. Zapracowywałam się i praca zawsze praktycznie stała na pierwszy miejscu.
- To miało bezpośrednie konsekwencje zdrowotne. Mam zdiagnozowany kręgozmyk w odcinku lędźwiowym kręgosłupa, który daje objawy jak rwa kulszowa. Obrzymi ból który promienionuje do pośladka, przez całą nogę, aż do stopy. Unieruchamia. Nie pozwala spać. Nikomu nie życzę.
Gdy dolegliwości bólowe się kończyły to zaczynałam podejmować aktywność…a i owszem! Aleee…z grubej rury! I takim sposobem znów pojawiał się ból. Unieruchamiał. Znów nie ćwiczyłam i tak w koło Macieju. Także cały rok byłam mniej więcej w takiej sytuacji:
nie ćwiczyłam (bo niby praca) i tylko liczenie kroków traktowałam jako element aktywności —> zryw, za trudne ćwiczenia —> ból pośladka i kręgosłupa—-> unieruchomienie —> próby robienia jogi —> porzucenie jogi —> znów brak ćwiczeń —> znów ból, bo znów był zryw
Myślałam, że we wrześniu nastąpił kres schematu. Zaczęłam bardzo dużo chodzić. Tak wyglądał wrzesień i październik. w grudniu kilka razy chciałam powoli pobiegać i znów…BOOM !!!! Przesadziłam.
Ból byl tak silny, że chodzenie sprawiało ból. Siedzenie. Leżenie. Spanie. Musiałam iść do lekarza po leki, bo nie dałam rady się ruszać. Dostałam naproxen. Zapisałam się do fizjoterapeuty i póki co moja aktywność wygląda mniej więcej tak jak niżej.
Nie mogę wykonywać żadnych aktywności oprócz ćwiczeń rehabilitacyjnych i jogi. Nie mogę chodzić dłużej niż 30 minut. A przynajmniej nie powinnam. Fizjoterapeuta zabronił mi brać się za jakiekolwiek aktywności oprócz ewentualnie basenu i roweru zanim nie rozwiążę problemu z bólem. Na szczęście nie jestem już 3 razy dziennie na naproxenie. 🙂 Idę w dobrym kierunku budując na nowo nawyk aktywności fizycznej na tyle na ile mogę.
CZY UDAŁO SIĘ ZREALIZOWAĆ JAKIEŚ CELE Z LUŹNEJ LISTY?
Tak 🙂 Oprócz dużych celów udało mi się zrealizować trochę punktów mniej priorytetowych, a które na liście się pojawiły.
- Kupno telefonu.
- Wymiana zasłonek w domu (te które były w domu, który wynajmujemy były straszne).
- Kupno komputera.
- Kupno choinki i ozdób choinkowych by znów po 10 latach cieszyć się tym w okresie światecznym. 🙂
- Redukcja etatu. (Dla tych, którzy nie wiedzą. Przyjazd do Anglii boleśnie zweryfikował moje szanse na znalezienie pracy jako dietetyk. Musiałam więc zacząć pracować na etacie, robiać coś zupełnie innego. Prawda bowiem jest taka, że koszty życia tutaj są o WIELE, WIELE wyższe niż w Polsce więc nie dałabym rady się utrzymac bez tego. Po godzinach rozkęcałam swoją firmę).
- Zrobienie wszystkich badań kontrolonych (hormony itd).
- Kontrola u dentysty i zrobienie tego co niezbędne (do dentysty chodzę co roku, aby profilaktycznie dbać o zęby).
- Wizyta u endokrynologa-ginekologa.
- Zrobienie spisu treści na blogu i wprowadzeniu kilku zmian.
- Uaktualnienie wielu materiałów konsultacyjnych dla klientów.
- Stworzyłam też nowe.
- Zorganizowanie moich urodzin.
- Prowadzenie budżetu firmowego.
- Stworzenie narzędzia do monitorowania kilku kwestii biznesowych.
Oczywiście wielu się też nie udało, ale któżby się tym martwił? One nie były na liście priorytetów. 🙂
JAKIE LEKCJE WYCIĄGNĘŁAM?
Po pierwsze dobrze zaplanowane cale według strategii, którą opisywałam we wpisie jak planować cele by je wreszcie zrealizować. System jest naprawdę dobry i na rok 2018 planowałam cele dokładnie w ten sam sposób.
Cele muszą być ważne dla nas i być związane z nami. Jeśli chcemy planować cele związkowe to trzeba to dobrze obgadać z partnerem, bo inaczej będzie taki klops jak u mnie ze wspólnym oszczędzaniem 🙂
Praca jest ważna, rozwój jest ważny, ale zdrowie powinno być ważniejsze. To bolesna lekcja. I tu mam na myśli bolesność fizyczną głównie. Naprawdę ból był towarzyszem mojego roku, a ja bardzo ignorowałam go myślać, że jestem trochę niezniszczalna. Głupia ja!
Rozpisanie działań krok po kroku i realizacja ich. Lepiej codziennie po trosze niż wcale. DZIAŁANIE JEST NIEZBĘDE. Żadne plany, planery, notatniki, aplikacje nie zrobią roboty za nas.
Posiadanie zadań pod ręką i wpisanie ich do kalendarza/harmonogramu/aplikacji.
Przypominanie sobie nieustannie jakie mamy cele. Zerkanie do zeszytu, czytanie celów. Inaczej zapomnimy i będzie po ptakach 🙂
Jak zrobisz coś raz to za drugim jest łatwiej 🙂 Mowa o wypuszczaniu do sprzedaży poradnika w insulinooporności. Było łatwiej, bo wcześniej zrobiłam coś podobnego. Potrafiłam więc więcej rzeczy zrobić szybciej, wiedziałam jak wygląda proces, ale też wiedziałam mniej więcej co może pójść nie tak. Aaaa uprzedzam. Tyle rzeczy poszło nie tak, że ho ho ho. Zawsze w życiu idzie masę rzeczy nie tak.
Trzeba mieć system dzięki, któremu zmierzymy czy nasz cel jest realizowany. Comiesięczne przelewy na konto oszczędnościowe. Cotygodniowy post na blogu. To jest zerojedynowe. Albo jest przelew na koncie, albo nie. Albo jest artykuł, albo nie. Albo jest produkt w sklepie, albo nie. Albo jest sklep postawiony w sieci, albo nie. Albo jest kasa na wakacje na koncie, albo nie. Klarowne do bólu kości. Tego się nie da oszukać.
Modyfikowanie celu jest waże, pożądane i nie ma się czym przejmować, że to nie to co zakładaliśmy. Planowałam zrobić kurs wideo, ale wiedziałam, że nie mam zasobów. Zmodyfikowałam więc cel i też wyszło dobrze 😉
Deklaracja publiczna. To jest chyba moje odkrycie. Robią podsumowanie roku 2017 i planując 2018 uzmysłowiłam sobie, że mam coś w sobie takiego, taki ekshibicjonizm, który pomaga mi pchać rzeczy do przodu jeśli się zadeklaruję. Wstyd jakiego mogłabym się najeść nie osiągając pewnych rzeczy jest po prostu dla mnie nie do udźwignięcia. Właśnie dlatego też postanowiłam podzielić się celami na rok 2018 w odzielnym wpisie.
Laserowa koncentracja. Kiedy trzeba coś zrobić, kiedy jest na to mało czasu to po prostu należy odciąć wszystko inne i zostawić na później. Skoncentrować się na najważniejszej rzeczy i po prostu jechać z tematem. 🙂
Ufff. To już koniec. Bardzo mocno się rozpisałam, ale mam takie poczucie, że to dodatkowo pozwoliło mi jeszcze kilka ważnych rzeczy zaobserwować. Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam i że jednak moje lekcje okażą się przydatne. Nie mydliłam tym wpisem nikomu oczu, napisałam całą prawdę. Przyznając się też do mało pochlebnych rzeczy. Będę bardzo wdzięczna za informacje czy tego typu artykułu chcecie widzieć na blogu? Napisanie go zajęło mi kilkanaście godzin 🙂