Dzisiejszy wpis jest podyktowany potrzebą zmuszenia niektórych osób do myślenia. Brzmi to może okrutnie, ale jestem przerażona jak brak krytycznego spojrzenia na pewne sprawy mota życiem i decyzjami żywieniowymi wielu osób. Odniosę się dzisiaj do kwestii insulinooporności, ale de facto to pod to zagadnienie będzie można podstawić wiele innych problemów natury żywieniowej. Jeśli jeszcze nie masz za sobą wpisu o zaleceniach w insulinooporności zapoznaj się z nim tutaj. To na pewno naświetli sprawę i to o co chodzi mi w tym wpisie. 🙂
CZY MOŻNA BURAKI I DYNIĘ W INSULINOOPORNOŚCI CZYLI SZEREG PYTAŃ O PRODUKTY
Często widzę w internecie lub jestem pytana o to czy można zjeść konkretne produkty w insulinooporności. Pytacie o to czy można zjeść buraki, czy po zjedzeniu krupniku coś się stanie, a co jeśli macie ochotę na frytki z piekarnika albo inną postać ziemniaków? No i wreszcie co jak umieracie z powodu ochoty na coś słodkiego i nie macie już siły patrzeć na owoce, a zdrowy baton zrobiony własnoręcznie nie realizuje Waszej potrzeby? Czy wtedy princessa albo grzesiek będzie ok?
Następnie pojawiają się pytania czy można zjeść: figę, banana, marchewkę z groszkiem do obiadu, grahamkę albo kajzerkę lub zapiekankę z kajzerki z serem żółtym i O ZGROZO – z ketchupem? A co z serkiem wiejskim z miodem? Można czy nie ten miód? A dynię? Można czy nie? Zaraz za tym wszystkim stoi cała kolejka innych wymienianych produktów, które wolno lub których nie wolno.
W CZYM DIABEŁ JEST POGRZEBANY?
Elementarnym problemem jaki widzę jest niezrozumienie kluczowych słów pojawiających się w zaleceniach żywieniowych. Jakie to kluczowe słowa? Ano między innymi takie:
- OGRANICZYĆ
- RACZEJ UNIKAĆ
- SPOŻYWAĆ W UMIERKOWANYCH ILOŚCIACH
- STARAĆ SIĘ OPIERAĆ DIETĘ NA PRODUKTACH X, Y, Z CZYLI NP. NA PRODUKTACH O NISKIM INDEKSIE GLIKEMICZNYM
- ZREZYGNOWAĆ ZE SPOŻYCIA CODZIENNIE X, Y, Z NP. SŁODYCZY KONWENCJONALNYCH CZYLI SKLEPOWYCH
- SPORADYCZNIE/ OD CZASU DO CZASU
Rozumiem, że pojęcia te są płynne. No, bo co w sumie oznacza ograniczyć? To znaczy, że jak jadłam 5 cukierków dziennie to może teraz jak zjem jednego codziennie to będzie dobrze? Czy to może oznacza, że mogę tylko jednego w tygodniu, a może jednego w miesiącu?
Co to znaczy unikać? Przez jaki czas? Unikać przez miesiąc, a potem kontynuować unikanie, a może przestać unikać po tym czasie i można jeść? A może jednak unikać do końca życia? Ale jak unikać tak na amen to znaczy, że już nigdy nie zjem ciastka z kremem?
No i w końcu co oznacza chociażby wyraz sporadycznie lub od czasu do czasu? Czy to znaczy raz na tydzień, miesiąc czy na kwartał? A może raz na ruski rok? 🙂
Wiem, że nie jest łatwo to wyważyć, ale oprzyjmy się na zdrowym rozsądku. Czy naprawdę musimy negocjować to czy w insulinooporności można zjeść dynię, buraki, marchewkę z groszkiem albo ziemniaki? Naprawdę to jest problemem? Przecież jeśli TYLKO ZASTOSUJEMY PODSTAWOWĄ ZASADĘ ŻYWIENIOWĄ O KTÓREJ TRĄBIĄ WSZYSCY DIETETYCY CZYLI – JEDZ RÓŻNORODNIE nagle nie trzeba niczego negocjować.
Różnorodność zakłada, że ziemniaków nie jesz codziennie, buraków też nie i dyni też. Różnorodność zakłada, że raz zjesz buraki, raz dynię, raz ziemniaki, raz kalafiora, brokuła, ogórki, pomidory, cukinię, bakłażana i dalej już nawet nie chcę wymieniać, bo każdy zna różne warzywa. 🙂 Różnorodność zakłada też, że nie będziesz jeść codziennie banana tylko siegniesz również po gruszkę, jabłko, maliny, mandarynki albo winogorona. I problem z głowy. Nie trzeba ze sobą negocjować ani z nikim innym CZY MOGĘ ZJEŚĆ ZIEMNIAKI DO OBIADU? No kurde możesz!
Ja wiem, że to nie jest super popularne stwierdzenie, bo….OLABOGA! indeks glikemiczny, i te ziemniaki są ugotowane, i na ciepło więc nie ma skrobi opornej, i w ogóle to jak możesz polecać ziemniaki? Tylko, że tak się składa, że konsultując setki osób z insulinoopornością NIGDY problemem nie są WARZYWA. Ani nawet zaryzykuje, że nie są OWOCE.
Problemem są/jest:
- słodycze jedzone codziennie, a czasem nawet kilka razy dziennie (o tak! mam na konsultacjach osoby, które 4 na 5 posiłków które jedzą są na słodko np. śniadanie to sklepowe płatki, na drugie drożdzówki, między czasie słodycze, na obiad naleśniki!)
- jedznie wysokoprzetworzonej żywności typu gorący kubek na śniadanie, drożdżówka na drugie, coś w kantynie na obiad, a po pracy batonik, energetyk i na sam koniec na kolację pierogi, bo można je wrzucić tylko do wody i skrollować w tym czasie instagram lub facebooka (i nie! nie mam nic przeciwko pierogom od czasu do czasu, ale nie wtedy kiedy konfiguracja posiłków wyglądała jak wypisane wyżej rzeczy)
- nieistniejące w jadłospisach warzywa…nul, zero, a czasem jak jest nieco lepiej to pojawiają się 1-2 porcje dziennie
- brak ruchu, bo jak zliczają niektóre osoby po konsultacjach kroki to się okazuje, że zrobiły przez cały dzień CAŁE 2000-3000 i to jest tyle! koniec ruchu!
- brak odpowiedniej ilości snu, wypoczynku, regeneracji
- piecie słodzonej herbaty/kawy i ogromna ilość NAPOJÓW I SOKÓW! Sorry ale soki to nie są najlepsze źródła kalorii i wartości odżywczych w diecie i choć zamykam sobie drogę do zarabiania pieniędzy na recenzjach sokowych dieto-bzdur i detoksów to takie jest moje zdanie! Raczej się nie zmieni, a jak się zmieni to zapytajcie mnie dlaczego. Uwaga! To nie oznacza, że jak byłam w pieknej i słonecznej Hiszpanii oraz Portugalii nie rozkoszowałam się cudnym sokiem pomarańczowym świeżo wyciskanym z ich przepysznych pomarańczy!
- monotematyczność czyli codziennie ta sama kanapka, z tym samym serem, z tym samym ketchupem i z tym samym jednym plastrem kiszonego ogórka…albo tylko dania z makaronem i tylko z gotowymi sosami…lub jakaś mania robienia kuskusu do wszystkiego i brak w tym wspomnianej różnorodności czyli kaszy jęczmiennej, gryczanej, jaglanej, ryżu brązowego, czerwonego, basmati, makaronu pełnoziarnistego…itd.
- jedzenie olbrzymich ilości mięsa i jaj…to jest pułapka osób na diecie w insulinooporności…codziennie te jajka…już prawie niektóre osoby zwracają je na ich widok, ale ciśną…ciśną! bo trzeba ponoć jadać śniadania białkowo-tłuszczowe
- brak w diecie warzyw strączkowych i co gorsza…brak chęci, żeby się z nimi zaprzyjaźnić, bo wiele osób z góry ich nie lubi, a jak dam do jadłospisu kotlety jaglane z soczewicą albo przemycę je jakoś w inny sposób to okazuje się, że są w sumie spoko 🙂
- palenie fajurów! boisz się zjeść w insulinooporności krem z buraków, ale jakoś nie masz oporów palić 10 fajków dziennie? Coś tu chyba nie gra.
Teraz widząc te punkty odpowiedz sobie szczerze na pytanie czy zjedzenie raz w tygodniu ziemniaków to jest problem? Czy zrobienie sobie zupy z buraków albo sałatki z burakiem jest problemem? A czy marchewka z groszkiem do dobrze skomponowanego obiadu Cię zabije? NIE!
Jak twoja dieta wygląda generalnie dobrze to i princessa Cię nie wykończy. Choć oczywiście do jej zjedzenia nie będę Cię namawiała i raczej Ci jej nie zarekomenduję. Chodzę jednak po tej samej Ziemi co Ty i jeśli tak jak ja jesteś kobietą i miewasz TE dni raz w miesiącu to doskonale Cię rozumiem, że czasem tylko kinder bueno Cię zbawi (albo inna Twoja ulubiona słodkość). Niektórzy mówią, że nutella nie ocenia – nutella rozumie. Co kto lubi 🙂 Wiem jednak, że są dni kiedy daktylowego batona z orzechami można sobie włożyć…między półki 🙂 Potrzebujesz czekolady i tyle. Tylko, że jak to ma miejsce raz czy dwa razy w miesięcu to jest pikuś. Jak się zdarza codziennie albo 6 razy w tygodniu – TO JEST PROBLEM.
Idąc tym tropem chciałam powiedzieć, że NIE MA PRODUKTÓW ZBANOWANYCH, takich których NIGDY nie możesz zjeść. NIGDY to ja nie polecam próbować heroiny albo koki. Inne produkty jednak mogą znaleźć się w dobrze zbilansowanej diecie właśnie od czasu do czasu czyli np. raz w tygodniu coś słodkiego, raz na miesiąc drink z colą, wypasiona kolacja w restauracji z deserem. Jak kajzerki z żółtym serem i ketchupem przypomianają Ci dzieciństwo to sobie zrób. Tak po prostu od wielkiego dzwonu, ale nie codziennie. Takie kajzerki wpisują się też w rekomendację „UNIKAJ”, bo normalnie tego nie jesz, prawda?
Pamiętam, że na studiach jeden z absolutnie genialnych doktorów mówił nam, że jeśli dieta jest prawidłowo zbilansowana na co dzień to te 10-15% energii pochodzącej z czegoś mniej zdrowego nie będzie problematyczne. I ja chyba się z tym zgadzam, bo widzę, że największe rezultaty i najlepsze wyniki osiągają Ci, którzy MYŚLĄ ROZSĄDNIE i zmianiają nawyki żywieniowe, a nie wykształcają w sobie STRACH przed produktami.
Mam nadzieję, że ten wpis pobudzi nieco niektóre osoby do myślenia o wyborach żywieniowych i też otworzy dyskusję odnośnie Twojego podejścia do tematu. Ja nie potrafię być dietetykiem EKSTREMALNYM. Takim zakazującym wszystkiego, bo to nie jest zdrowe dla psychiki. Szanuję jednak te osoby, które w ekstrema wchodzą, bo tak lubią i tak funkcjonują – ich wola. Polecam jednak im, aby nie terroryzowały swoimi ekstremami innych, bo KAŻDY JEST INNY i nie każdy ekstrema lubi. Twoje ekstremum nie musi być moim ani każdej innej osoby. 🙂