Chciałabym pisać tylko wpisy merytoryczne, tylko takie, w których omawiam badania naukowe, ale widzę, że to co się dzieje wokół jedzenie i zdrowego odżywiania wymaga komentarza. Wielu komentarzy, uwag. Nie tylko z mojej strony. Wymaga pobudzania do myślenia, ruszenia głową, do krytycznego oceniania gdzie zmierzamy gdy myślimy „zdrowa dieta”, co robimy z komunikatami zasłyszanymi w telewizji śniadaniowej, na facebooku, instagramie czy blogach oraz forach.
Nie da się ukryć, że zdrowa dieta to coś na czym zna się 90% polskiego społeczeństwa. Gdybym nie miała porównania z Anglią to by mnie to nie dziwiło – ot, jest jak jest. Ale dziwi, bo porównanie mam. Zwyczajnie nie zauważam takich tendencji w Anglikach, albo w ogóle osobach, które po prostu żyją tu w UK. Obawiam się, że znanie się na wszystkim, a już zwłaszcza na zdrowej diecie wchodzi w zestaw cech narodowych Polaka. I wcale nie żartuję.
Znajomi w Anglii zapytają co jesz, bo są ciekawi (przecież jesz inaczej niż oni), albo czasem dziwią się, że łączysz serek wiejski z owocem :), bo im się to w głowie nie mieści, ale de facto nikogo nie dziwi to, że ktoś ma co poniedziałek post, którego nikt nie rozumie oprócz tej osoby. Albo, że obok siebie żyją osoby o tak totalnie innych przyzwyczajeniach żywieniowych, modelach dietetycznych, na diecie bezglutenowej, bezmlecznej, koszernej, indyjskiej albo pakistańskiej, różnych odmianach kuchni afrykańskiej itd.
W Polsce do talerza się zagląda, talerz się komentuje i talerz się obśmiewa czy krytykuje. Nic to jednak z porównaniem do tego co obserwujemy w mediach społecznościowych. Tutaj to się dopiero dzieje! Tak jak to zwykle w polskim narodzie bywa „jak nie jesteś z nami to jesteś przeciwko nam” i trwa wojna światopoglądowo-jakakolwiek. Nazwij ją jak chcesz.
Wiem, że czasem szkodzę sobie tym moim wyrażaniem poglądów i komentowaniem działań (również osób z mojej branży), ale ciężko mi się na takie rzeczy patrzy, a potem trudno mi się z tym w środku żyje. Taki typ człowieka.
W związku z tym, że mam głos mogę go użyć. Mam medium i mogę to wykorzystać by zwrócić uwagę na pewne rzeczy. Najbardziej nie mogę znieść braku myślenia, obrażania innych za to, że jedzą inaczej niż my oraz uznawania, że jak „u mnie działa” to jest to prawda objawiona. Czemu tak bardzo brakuje ludziom pokory w doradzaniu, albo w sprzedawaniu suplementów na odchodzenie, detoksów wszelkiej maści pod szyldem znanych biznesów MLM? Jakim cudem nagle tak wiele osób bierze niemal w ręce zdrowie kogoś i ma to za nic?
ZDROWA DIETA WG INNYM I WEDŁUG MNIE CZYLI CO MNIE NIEPOKOI
ŻYWIENIOWY TERRORYZM
Obserwowałam już modę na różne diety, a że już jako nastolatka się odchudzałam (moja mama, ciocie itd też) czytałam i podglądałam co jest modne. Diety kapuściane, kliniki Mayo z jajkami codziennie i plastrem grubym szynki, Kwaśniewskiego. Jako specjalista patrzę jak wchodzą trendy dietetyczne i jak mijają. Jak umierają zapomniane by dać miejsce kolejnym.
Obserwowałam już terroryzowanie wszystkich jedynym słusznym modelem diety paleo. Był też terroryzm pszenicy i bezglutenowej diety. Jest teraz strasznie nabiałem, który nadaje się dosłownie do niczego, bo przecież mleko piją kopytne. Teraz mamy terroryzm żywieniowy wychodzący od wegan, którzy w skrajnościach potrafią wykrzyczeń osobom na diecie tradycyjnej, że problemy klimatyczne to kwestia jedynie mięsa, które jadamy MY – osoby na dietach tradycyjnych czy jakichkolwiek innych, które zwyczajnie mięso zawierają.
A po drugiej stronie barykady mamy oświecone osoby, które twierdzą, że dieta ketogeniczna jest rozwiązaniem wszelkich problemów. Wszelkich. Nieważne, że prawdopodobnie 99% osób nie prowadzi takiej diety dłużej niż 2 lata co jest ŚMIESZNĄ, absolutnie śmieszną ilością czasu w kontekście tego ile człowiek żyje i będzie jeszcze żył. Czemu MY LUDZIE mamy za nic doborek setek, tysięcy publikacji naukowych o tym jak bardzo korzystnym modelem żywieniowym dla większości ludzi jest dieta DASH czy dieta śródziemnomorska?
Jeszcze chwilę, chwileczkę…to terroryzm też minie. Gwarantuję Wam. Spokojnie. Czekam na to co będzie następne.
Tymczasem moja rada jest taka, by każdy patrzył na swój talerz, przestał wartościować ludzi po tym co jedzą i wreszcie obudził się, przetarł oczy i zrozumiał, że LUDZIE MAJĄ RÓŻNE POTRZEBY ŻYWIENIOWE. W szpitalach leży masa osób, która ma polecane konkretne modele diety uznawane za optymalne w ich stanie zdrowia. Dietę lekkostrawną, dietę z ograniczeniem spożycia produktów pobudzających wydzielanie soku żołądkowego i tak dalej. Wiem, że sporej ilości osób się to w głowie nie mieści, ale hej! takie są realnie. Życie jest zgoła inne pod tym względem niż się wydaje.
MOŻESZ JEŚĆ WSZYSTKO TYLKO LICZ MAKROSKŁADNIKI
Nie. Nie możesz jeść wszystkiego i na Boga nie wiem, naprawdę nie wiem jak człowiek, istota myśląca, inteligentna, maszyna do tworzenia rzeczy pięknych i do odkryć zmieniających nasze życie daje sobie wmówić, że różowo-fioletowo-zielono-fluorescencyjne żelki są ok.
Albo ser z oleju kokosowego z 10 innymi składnikami, które mają dać konsystencję sera i smak sera to jest kurcze dobre rozwiązanie na diecie. Albo, że panierowana ryba w czymś, czego nie umiesz nawet przeczytać na etykiecie, jest dla Ciebie dobra. Albo wyjście z założenia, że codziennie jedzenie połowy paczki ciastek jest ok tylko wlicz w makroskładniki. No i te wszystkie produkty cukiernicze i półcukiernicze. Codziennie drożdżowka, mini pizza, rogalik francuski albo coś ala hot-dog.
Zrobiiśmy z produktów, które kiedyś były dostępne, ale raczej w ograniczonej ilości i bardziej jako rarytas coś po co wskakujemy do sklepu czy „galerii” z wypiekami jak po chleb. Galerii z wypiekami? Ministerstwa wypieków? Marketingowo to jest szał. Z bułki z białek mąki z masą tłuszczu zrobiliśmy coś co ma dać nam namiastkę poczucia, sama nie wiem, luksusu? Przy okazji oczywiście za to przepłacając.
Ja to widzę. To się dzieje.
Widzę też to co na instagramie jest falą totalnie nieprozdrowotnych komunikatów.
Pokazuje jeden czy drugi trener albo amator siłowni jak wrócił z zakupów z colą zero (bo nie ma kalorii), paczką lodów i czymś tam jeszcze i sobie to zje. On przecież ćwiczy – to może. No i może nawet może, ale 99% osób, które tak nie ćwiczą jak on pomyślą „jak on może to i ja”. A to tak nie działa. Niestety ma dzisiątki tysięcy obserwatorów, którzy klikają „lubię to” i zostawiają serduszko.
I faktem jest, że sportowcy amatorzy i profesjonaliśmy niemal muszą takie produkty włączać do diety bo bez tych wysokokalorycznych produktów trudno byłoby im przejść swoje zapotrzebowanie w zdrowej diecie. Ale to jest mały, malutki wycinek naszego społeczeństwa, który może pozwolić sobie na takie rzeczy.
ZAMIENNIKI PRODUKTÓW JAKO „LEPSZE OPCJE”
Czytanie składu produktu jest ważne. Choć można obyć się bez czytania, bo UWAGA! prawdziwe jedzenie nie ma składu wcale albo ma bardzo krótki. Przykłady? Proszę bardzo.
- Jabłko. Widział ktoś kiedyś na nim etykietę ze składem?
- 200 g piersi z kurczaka. Jakaś etykieta? Na paczkowanym produkcie jedynie.
- Jajka. Widzieliście etykietę? Są oznaczania jedynie.
- Warzywa. Nawet nie muszę nic komentować.
- Olej rzepakowy/oliwa/inne oleje.
- Orzechy,nasiona i pestki.
- Kasze czy makarony.
- Mąki.
- Suszone owoce na słońcu.
- Mleko, prawdziwe masło, śmietana, serki i produkty mleczne bez kolorowych dodatków!
- Suche nasiona roślin strączkowych. Trzeba czytać skład? No nie.
Ale mamy teraz w sieci specjalistów od grafik na facebooku czy instagramie albo na pintereście, które edukują co można zjeść w biegu na przekąskę, jakie to fajne produkty ma w ofercie Lidl, Biedronka, Tesco itd. I ja się łapię za głowę. Gdybym nie miała za krzty umiejętności hamowania się to bym mogła być największym hejterem w sieci.
Bo naprawdę nie rozumiem jak (nawet dietetycy) twierdzą, że na przekaskę są dobre chipsy (bo są z ciecierzycy!) Serio? Albo, że krem Filadelfia Milka jest dobrym zamiennikiem nutelli. Bo nie ma oleju palmowego, ma mniej cukru i czegoś tam jeszcze. Po czym ja czytam ten skład, bo niby to taki dobry zamiennik i zastanawiam się co poszło nie tak? Jakim cudem to jest dobry zamiennik?
Tego typu produkty, zamienniki niby niezdrowych rzeczy na nieco zdrowsze, podrabiane zdrowe batony z 50 składników i głównie syropu glukozowo-fruktozowego to nie są zdrowe produkty. Nie na tym może opierać się zdrowa dieta. Czemu mam wrażenie, że coś się tu ludziom myli? Zaczynają przetworzoną żywność widzieć jako zdrową. To jest smutne, bo często te osoby w sieci mają bardzo duże zasięgi i setki tysięcy obserwatorów, do których trafiają z komunikatem: możesz jeść chipsy z ciecierzycy, wrócić do domu posmarować bułkę milką filadelfią i zjeść w biegu batona białkowego.
Czy Wy też dostrzegacie jak bardzo to jest dalekie od hasło „zdrowa dieta”, która de facto jest bazowaniem na produktach nieprzetworzonych? Czy tylko ze mną coś jest tutaj nie tak i ja tu widzę problem?
Ja wiem, że od czasu do czasu zjedzenie chipsów nie zabija, też czasem jadam. Bardzo rzadko, ale jednak. Podobnie jest ze słodyczami. Moja dieta bazuje na nieprzetworzonych produktach, nie na gotowcach. Gdy mam polecić zjedzenie komuś czegoś w biegu to mówię: kup owoc, orzechy i kefir/jogurt/maślankę. A nie weź i złap sobie chipsy z ciecierzycy.
To mnie oburza i smuci jednocześnie.
PÓJŚCIE NA ŁATWIZNĘ
Nie lubię gotować, nie chce mi się, nie umiem, to zajmuje dużo czasu. Wymówki, wymówki, wymówki. Zaczynamy być ludźmi, którzy zamiast szukać rozwiązań, szukają kolejnego pomysłu na to jak usprawiedliwić nie ruszenie tyłka z kanapy przez cały weekend. Albo nie ugotowanie sobie nawet 1 obiadu w tygodniu, bo nie ma czasu. Czy mnie coś ominęło czy jednak doba ma nadal 24 godziny, w tej kwestii wszyscy jesteśmy równi i jednak jakimś cudem wiele osób potrafi sobie coś tam przygotować?
Nie chodzi o to by być mistrzem, by nie wychodzić do restauracji, prowadzić żywieniową ascezę na wieki. Możesz sobie zamówić catering jeśli inaczej nie dasz rady jeść zdrowo, ale ogarnijmy się. Zatrzymajmy. Gdzie ten sposób działania i taki styl życia doprowadzi za 5-10 lat? Jest taki piękny cytat, który uwielbiam.
„Sooner or later your health will be your numer one concern” Pau Chek,
co można przetłumaczyć tak:
„Prędzej czy później twoje zdrowie będzie Twoim największym zmartwieniem”
I to jest tak bardzo brutalnie prawdziwe. Każdego z nas to złapie, każdego. Nasze wybory mają realny wpływ na to kiedy i jak bardzo.
Zadałam wyżej pytanie co się stanie za 5 czy 10 lat z tym naszym chodzeniem na skróty. Za 10 lat w Polsce nie wiem, ale za 5 wiem. Będzie dokładnie to co jest teraz w Anglii. 1/3 hipermarketu to będą chłodnie, całe pasma chłodni, które zawierają całe półki ugotowanego już jedzenia gotowych posiłków, gotowych i ugotowanych półproduktów, wszystko będzie w folii, plastikowe. Wyjście do sklepu będzie owieńczone zakładaniem polaru, bluzy, żeby nie zmarznąć.
Gdy 4 lata temu tu przyjechałam przeraziło mnie to. Po 4 latach przylatuję do Polski i widzę tę tendencję. Masa gotowych dań na półkach, których 4 lata temu nie było wcale. Dajcie Polsce kolejne 4 lata. Będziemy mieli sklepy z alejkami chłodni, z każdym możliwym daniem, każdej kuchni.
Czy tego chcemy dla siebie i dla naszych dzieci? Wierzymy, że możemy być zdrowi wybierając na codzień zapakowaną w folię gotową żywność np. naleśniki, kurczaka tikka masala i wegańską lasagne lub wegańskie kiełbaski?
PODSUMOWANIE
Może jestem radykałem. Może na osi przesady ktoś po tym wpisie ulokuje mnie na samej górze przypinając mi plakietkę „z lekka nienormalnej”. Ale mocno wierzę, naprawdę mocno wierzę, że jako ludzie jesteśmy myślący, umiemy wyciągnąć wnioski i dokonać rachunku sumienia z jakiej wiedzy czerpiemy, jakie komunikaty w sieci i telewizji są dla nas korzystne, a jakie nie. Że potrafimy realnie ocenić co jest dla nas dobre i w jakiej ilości. Że chipsy nie zabijają, cola od czasu do czasu też nie, ale to są wyjątki w diecie, a nie reguła. Wierzę, że umiem wybrać specjalistów, którym ufamy.
Chcę też dodać, że wśród różnych osób, które są na różnych modelach żywieniowych zawsze znajdą się ekstremiści, a także osoby, które zwyczajnie po cichu jedzą to co uważają za słuszne i nie oceniają innych. Życzyłabym sobie i nam wszystkim więcej tych pokornych, nie wtykających nosa w nasze wybory. Bo terroryzowanie innych swoim modelem jest wysoce krzywdzące i niestosowne.
Jestem bardzo ciekawa czy widzicie to wszystko o czym pisałam podobnie? A może zupełnie inaczej? Jakie są Wasze obserwacje?