Jedzenie w emocjach czyli tak…chipsiki uszczęśliwiają. Jedzenie uszczęśliwia. Jak sobie w życiu z czymś nie radzisz, jak Ci jest źle to chipsy są na to dobre, lody i czekolada też. A lody z chipsami to już w ogóle!
Tylko, że czasem to nie są lody. To nie chipsy i nie paluszki. Czasem to 2 razy większy obiad niż możesz zmieścić. Albo kolejna butelka piwa po kolacji, może też być 3 owoc z kolei i 1/2 paczki zdrowych orzechów. Przecież to zdrowe orzeczy, no co chcesz?
To nie zawsze są chipsiki. Naprawdę. To mogą być kanapki kolorowe i piękne. Najzdrowsze na świecie kanapusie. Albo smoothie napakowane owocami, pestkami, z mlekiem migdałowym bio i organicznymi płatkami jaglanymi.
Nieszczęścia można zajeść. Uwierz mi. Za dużo wolnego czasu można zajeść. Przepracowanie i zmęczenie można zajeść. Każdą emocję możesz zajeść.
Naprawdę.
Tyle, że emocji się nie je. Jedzenie w emocjach nie jest ok.
A wiele osób o tym nie wie.
Ot wpółczesne uzależnienia. Każdemu wydaje się, że mało szkodliwe, bo przecież rodzina po pysku nie dostaje, nie sikasz pod siebie, nie spóźniasz się do pracy, ani nie wyglądasz jak menel. Jesteś uczesana, ubrana, umalowana. Rozwijasz się. Jeździsz na szkolenia. Czytasz książki albo po prostu ciężko pracujesz na wszystko co masz, nikt Ci nic nie dał…Studiujesz, masz świetne oceny. Rodzice myślą, że wszystko spoko.
Ale..ale… wieczorami, albo kiedykolwiek gdy zostajesz sama, choćby na chwilę w domowych pieleszach, gdy już się tego pozbędziesz wszystkiego. Tej pracy, tych masek, tego uczesania, perfekcjonizmu, wstydu, że ktoś patrzy gdy jesz i tego udawania, że wszystko ogarniasz, że ze wszystkim sobie radzisz wyruszasz w podróż…Podróż emocjami targaną, kończąca się różnymi smakami. W ustach one na chwilę tak uwalniająco smakują. Znasz to?
Dosłownie uwalniająco. Tak jakbyś nic nie musiała. Stres odpływa. Smutek odpływa. Radość. Euforia. Zadowolenie. Mniam! Uwielbiasz ten moment.
Chipsiki 3 złapiesz albo całą paczkę, ale okazuje się, że to za mało, potem lody, czekolada, zdrowe kanapeczki, orzeszki, zdrowe smoothie i do tego sałatka na koniec.
Choć to może być równie dobrze cała paczka cukierków, kanapka ze smalcem albo pół słoika nutelki zjedzonej tuż przed snem. To może być wszystko. Te parówki czy kabanosy też się liczą. Łapane z lodówki na 5 razy. I kilka łyków soku, potem coli, a na końcu jeszcze wygrzebany gdzieś w szafce baton. Nawet nie musi być Twój. Może jest siostry albo współlokatorki. A potem mówisz „Odkupię Ci” albo w ogóle szybko gnasz do sklepu, żeby odkupić dopóki nikt nie zobaczy.
Nikt nie widzi.
Tylko Ty ze wstydu umierasz.
Chowasz się w sobie i jeszcze bardziej gdzieś się zapaść pod ziemię chcesz. Bo jak nie chcieć skoro od jedzenia robi Ci się niedobrze, masz ochotę w sumie zwymiotować? A jak jeszcze nie na tym etapie jesteś, jeśli zajadasz tylko lekki stresik – taki normalny życiowy, tylko to lekkie zmęcznie – takie normalne życiowe, tylko to szczęście małe dzisiejsze – takie życiowe…to myślisz, że nie ma problemu, myślisz, że jesteś bezpieczna! ? Myślisz, że jedzenie w emocjach Cię nie dotyczy?
A tu problem już się zaczął. Taki malutki, niewinny Ci się wydaje, że w sumie to masz ochotę go pogłaskać i nad nim zapłakać delikatnie. To przecież nic takiego. Trochę sobie podjadłam. No może za dużo, ale komu się nie zdarza? Kogo nie dotknęło nigdy jedzenie w emocjach niech pierwszy rzuci kamieniem – myślisz.
I to nic, że kładziesz na łopatki wszystkie swoje plany, postanowienia, że chcesz schudnąć. A jak nie schudnąć to zdrowo się odżywiać. To nic, że te plany, cele, marzenia związane ze zdrowym jedzeniem, dobrym samopoczuciem i sylwetką już dawno kwiczą na tej podłodze, zwijają się. Ty je jeszcze przydepczesz. Z buta potraktujesz. Tą nutelką, tymi chipsikami, kanapeczką i 3 szklankami coli zero. Bo w końcu nie ma kalorii. Tym jedzeniem w emocjach.
A emocji się nie je – raz jeszcze powiem. Nie powinno. Nie wtedy kiedy widzisz, że zdarza się to za często, bo przecież każdy człowiek kiedyś zjadł za dużo, w złości czy radości to naprawdę każdemu się to zdarzyło…
Ale częstotliwość ma znaczenie, emocje i odczucia po takim jedzeniowym maratonie również.
Wiesz, że emocje się przeżywa? Pyta samą siebie „czego ja dzisiaj potrzebuję?, „no czego potrzebuję?”. Jak relaksu, to nie siedź do północy nad raportem. Jak rozmowy ,to zadzwoń do kogoś, wyżal się. Jak snu to idź spać. Nawet i o 19.00. I nie! Nie musisz się myć jak padasz na pysk. I nie musisz zmyć jeszcze podłogi w przedpokoju, zapłacić tych 15 rachunków, które mogą poczekać do jutra. Nie musisz. Możesz tak zwyczajnie w świecie powiedzieć, że dzisiaj:
„Chrzanię! nie robię! zajmuję się swoimi uczuciami”.
Możesz to zrobić.
Przygarnij się więc. Przytul. Postaraj zrozumieć. Uśmiechnij. Włącz jakaś piosenkę i tańcz, krzycz, skacz jak tak czujesz. Każdy sposób jest dobry. Tylko jedzeniem tego załatwiać nie powinnaś. To średni pomysł. Z tego się zaburzenia odżywiania biorą. Coraz częstsze. Powszechne. Anoreksja. Bulimia. Ortoreksja. Kompulsywne objadanie się. I masa innych.
Nieszczęścią można zajeść. Wiem. Większość moich pacjentek zajada. Ja kiedyś też zajadałam. Na maksa. I stres zajadać można dzień w dzień. I szczęście duże i małe. I to z czym sobie nie radzisz. Bo siebie nie słuchasz. Nie czujesz. Nie dbasz odpowiednio. I zmęczenie można zajeść. Nuda też lubi się z zajadaniem.
Nie jedz emocji jednak. Emocji nie wygonisz ze swojego życia. Zawsze będą. Pustka. Stres. Zmęczenie i szczęście. Przyjrzyj się lepiej sobie dokładnie i zacznij zamiast jeść przytulić się do siebie i wysłuchać. Działa. Popłaca. Daje radość. Zadowolenie i nigdy nie kończy się wstydem, obrzydzeniem i poczuciem winy.
Polecam. Goździkowa 🙂