Przechodzenie na dietę odchudzająca, zmiana nawyków żywieniowych, zmiana produktów w diecie lub diety eliminacyjne to są często rewolucje życiowe. Coś co funkcjonowało do tej pory w jakiś określony sposób, co nie zabierało wiele czasu ani myślenia, albo nie wymagało planowania nagle staje się centrum zainteresowania i aktywności.
Nagle trzeba coś liczyć, ważyć, zamieniać, sprawdzać etykiety, czytać, edukować się, do tego jeszcze trzeba po kupieniu produktów coś ugotować (aleee co? ), poporcjować, zamrozić, odmrozić i tak dalej. A tu przecież dzieje się życie…więc jak to ogarnąć?
REWOLUCJE NA TALERZU
Wiele osób serwuje sobie rewolucję na własne życzenie.
„Od jutra się odchudzam”
„Od jutra będę na diecie”
„Od poniedziałku przykręcam michę do sufitu”
„Od poniedziałku nie jem kolacji”
Znasz to? Wiele osób właśnie tak zabiera się za zmianę nawyków żywieniowych albo odchudzanie. Od razu. Z kopyta. Myśląc, że to właśnie tak funkcjonuje. Najczęściej nie funkcjonuje i warto uderzyć się w pierś jeśli tak robisz. Bo…najczęściej wychodzi z tego dupa blada (sorry, ale tak właśnie się to nazywa i nie ma lepszej nazwy) i frustracja. Bo znów się nie udało. Bo…znów nie dałam rady.
Frustracja i niezadowolenie pogłębia się też dlatego, że po raz kolejny nie dotrzymujemy sobie słowa. Wprawdzie nikt tego nie wie, nikt tego nie widzi i nikt tego nie weryfikuje, ale przed sobą nie da się tego ukryć….W wewnętrzym systemie rozliczania się z sobą samym otrzymujemy same baty! Chłostamy się i myślimy, że nie mamy silnej woli, nie nadajemy się do niczego… Nam to w ogóle nic nie wychodzi! Innym wychodzi, ale nie mnie!
Odpuszczamy więc. Na jakiś czas by znów mieć zryw. Za ile dni, tygodni albo miesięcy? To zależy. Czasem ktoś podnosi się i próbuje dosłownie kolejnego dnia (to Ci, którzy już wiele wypracowali i oni są bliżej sukcesu niż dalej), a inni próbują później. Najczęściej jak znów dopadnie ich wściekłość na siebie, rodzinę, koleżankę w pracy lub brak rozmiaru spodni w sklepie. To może trwać dniami, miesiącami lub latami.
DLACZEGO SOBIE NIE RADZIMY? ALBO RADZIMY ALE NIE TAK JAK OCZEKUJEMY?
Coż…często osoby które coś w diecie zmieniają (choć śmiem twierdzić, że to w każdym aspekcie życia tak jest) zapominają, że może i jest zmiana do przeprowadzania, ALE OBOK CAŁY CZAS JEST NASZE ŻYCIE. TO ŻYCIE SIĘ DZIEJE. ONO SIĘ NIE ZATRZYMUJE.
Wciąż chodzisz na uczelnię albo do pracy, wciąż masz partnera/męża i dzieci. Wciąż teściowie zapraszają na niedzielne obiadki i wciąż masz tego samego szefa lub szefową czy koleżankę na studiach, której naprawdę można byłoby powyrywać wszystkie kudły z głowy i zakleić usta by się nie odzywała. I jeszcze najlepiej zakryć jej czymś oczy, żeby nie patrzyła i nie przewracała tymi gałkami z jakąś pogardą!
Życie ma to do siebie, że się nie zatrzymuje – taka jest prawda. To nie jest film na DVD i nie można nacisnąć pauzy, bo chcesz iść zrobić sobie herbatę, maseczkę na twarz i wsypać chipsy do miseczki. Nie zrobi też pauzy, żebyś mogła schudnąć, więcej ćwiczyć, mieć dużo czasu na chodzenie po sklepach, gotowanie i zrobienie sobie do tego francuskiego manicure.
Nieważne co z tym życiem postanowisz zrobić i co się w danym momencie dzieje to możesz mieć gwarancję, że się na Twoją prośbę nie zatrzyma. Nie powie: „Wiesz, to ja postoję, a Ty zrób co masz do zrobienia. Jak już wszystko załatwisz to daj znać. Ja się uaktywnię i będzie jak dawniej”.
Życie będzie płynęło swoim temptem. Czasem będzie łaskawie głaskało po głowie, bo dzieci się dobrze uczą, masz świetny moment w swoim związku (znów czujesz motylki), wszyscy są zdrowi, a w pracy jesteś na fali.
Innym razem jednak pokłócisz się z partnerem 8 dzień z rzędu, koleżanka w pracy przygada Ci, że „coś się odchudzasz, ale nie widać rezultatów”, syn przyniesie ze szkoły pałę z matmy albo będzie gorączkował i stanie się największą jęczybułą świata. Podstaw tu cokolwiek Ci się teraz w życiu przydarza i cokolwiek co akurat teraz masz na tapecie. Zatrzymaj się. To jest Twoje życie, Twoje zasoby, Twoje przeciwności, Twoje emocje i Twoje podwórko do ogarnięcia.
Ta dieta którą chcesz zastosować musi się jakoś wpasować w to podwórko. A czasem podwórko też trzeba trochę uprzątnąć, podzielić się obowiązkami z nim związanymi z kimś bliskim. Podwórko musi czasem być elastyczne, ale nie możesz myśleć, że nagle jesteś je w stanie całe zmienić. Ono ma jakiś swój rozmiar, kształt. Z podwórka 50 metrów na 100 metrów nie możesz nagle zrobić 100 na 200. Twoja chęć przejścia na dietę wpływa na podwórko, a podwórko na tyle na ile to możliwe musi się do tego dostosować i Twoim zadaniem jest mu w tym pomóc. Jego rozmiaru jednak nie zmienisz. W życiu wiele rzeczy na dany moment nie można zmienić. Tak już jest. Zaakceptuj to.
EMOCJE I TRUDNOŚCI NA DIECIE
W życiu też na co dzień doświadczamy całej masy emocji i nastrojów, które wpływają na to co wybierzemy do jedzenia i jak będzie wyglądała nasza dieta. Jest czasem lepiej, czasem gorzej, często jest pod górkę.
Nie jestem psychologiem, nie jestem babinką, którą przeżyła 80 lat i wszystko już w życiu widziała. Natomiast jestem kobietą, która też tak jak Ty i każdy człowiek doświadcza całego spektrum emocji, trudności, przeciwności, sukcesów mniejszych i większych. Wiem jak to jest być na diecie, być szczupłą, grubą, jak to jest mieć trądzik, pokłocić się z kimś bliskim, nie mieć pieniędzy, pracy, mierzyć się z tym co powiedział ktoś znajomy, a co bardzo zabolało. Wiem, że przychodzi zmęczenie, że boli brzuch, że masz dosyć (ja też mam często) i że często, o wiele częściej niż by się chciało trzeba wypijać naparstkiem nieco goryczy, rozczarowania i złości. To też jest życie.
Widzę u siebie i u kobiet z którymi pracuję bardzo często zmęczenie. Męczymy się ze sobą, a nie umiemy sobie pomóc. Zmęczone jesteśmy życiem i dawaniem rady, albo próbami dawania sobie rady. Chowamy, upychamy, zasłaniamy, przygniatami emocje, zwłaszcza te, które są bolesne. Przyklejamy uśmiech, żeby nie pokazać światu smutku. Martwimy się na zapas. W głowie powtarzamy wciąż, że jeśli inni dają radę to ja też muszę. A przecież wcale nic nie musimy.
Możesz dzisiaj nie robić nic. Nic nie musisz. Nawet nie musisz przestrzegać diety jeśli nie będziesz się czuła potem ze sobą źle. Bo jeśli zjedzenie połowy litrowych lodów sprawi, że poczujesz do siebie pogardę, wstyd i żal to ich nie jedz. To żadne rozwiązanie. To znaczy, że nie lodów potrzebujesz tylko lodami zasłaniasz potrzebę. Twoim zadaniem jest znaleźć tę potrzebę.
Możesz dzisiaj płakać z bezsilności, krzyczeć z radości albo kazać się wszystkim odczepić i dać Ci chwilę wolności. Możesz i masz prawo nie radzić sobie z dietą, ćwiczeniami, zmęczeniem, niewyspaniem. Możesz. To normalne. Zatrzymaj się więc i zapytaj czego potrzebujesz naprawdę? Co może Ci pomóć? Pochyl się nad sobą. I wzmocniona albo pogodzona z tym czego doświadczasz idź dalej. W swoim tempie. Nie tempie koleżanki, siostry ani sąsiadki z 3 piętra. Nie tempie, które dyktuje ktoś lub coś. Miej to czyjeś tempo gdzieś.
A gdy jest Ci źle…gdy potrzebujesz pokrzepiającego słowa przeczytaj bajkę o pierścieniu. Może Tobie tak jak i mnie pomoże? Tego Ci życzę.